| |
| |
| |
Aleksander Wat
Trzy Sonety
Prof. Dr. Zdzisławowi Asknasowi
1
Spać. Choćby dopełpnić się miało,
na co czekano z drżeniem od wieków zarania.
Jak senny, jak uchylny jest duch i ciało
Spać. Spać w tym obcym ogrodzie,
gdzie Mistrz nasz łka i kona, od wszystkich opuszczony.
Sieci rzucone na brzeg, na wodzie śpią łodzie,
w drzewach wiatr uśpiony.
Spać. Przespacć wieczność całą,
śmierć i zmartwychwstanie, piekło i zbawienie.
Kiedy mnie obudził, oko tylko spojrzało.
Ręce były umarłe, usta oniemiałe,
| |
2
Czarno. W świątyni zasłona rozdarta
Kości rzucone w piasek. I gąbka octem upita.
Sen, sen kamienny bez snów spadł na wartę.
(Czy nigdy już tu nikomu dzień nie zaświta?
Jak ciepło. Noc wygwieżdżona. Iście
Kwietniowa te noc. Czarom jej poddani
Nie drgną ludzie, nie zadrżą liście.
(Eli, Eli, lamma sabahtani.)
| |
| |
| |
Drie sonnetten
voor prof. dr. Zdzisław Askanas
1
Slaap. Ook al moest nu in vervulling gaan
waarop trillend is gewacht sinds de morgenstond der tijden.
Hoe slaperig, hoe losmakelijk zijn geest en lichaam
Slaap. Slaap in deze vreemde tuinen,
waar onze Meester snikt en sterft, van allen al verlaten.
Netten op de kust geworpen, de wind stil in de kruinen,
boten slapend in het water.
Slaap. De hele eeuwigheid verslapen,
dood en herrijzenis, hel en verlossing.
Hij wekte mij en slechts de ogen zagen.
De handen waren dood, de mond verstard,
| |
2
Zwart. In de tempel scheurt het voorhangsel in tweeën.
Teerling in het zand geworpen. Dronken van azijn de spons.
Slaap overmande de wacht, een droomloze slaap als van stenen.
(Zal de dag nooit meer schijnen, voor niemand van ons?)
Wat warm. De nacht is vol sterren. Dit is de ware
nacht van april. Aan zijn tovenarij onderdanig
rillen de mensen zelfs niet noch trillen de bla'ren.
(Eli, Eli, lama sabachtani.)
| |
| |
Cicho. Szakal tylko z pustyni zaszczeka.
Kur zmylony zapieje. I znów jest cicho, błogo.
(Nikt stąd nie odejdzie? nikt nie przyjdzie tą drogą?)
Gdy ciszę dziko rozdarł głos człowieka:
sama śmiertelnie senna, w ciżbie śpiących ludzi,
Matka usypia Syna, kiedy się zbudził z krzykiem.
| |
3
Do grobu złożył Go mąż z Arymatei
i nakrył ciosowym kamieniem.
I siadł na pokucie, by płakać nadziei,
która jest-że tylko złudzeniem?
W nocy przybiegły dwa serafimy.
Odwalili kamień i rzekli: Wstań, Panie!
i rękę podali, by wstał i szedł z nimi,
żeby się spełniło Boże zmartwychwstanie.
Nie wstanę! - rzekł do nich. - Nie wstanę dopóty,
dopóki i człowiek nie będzie wyzwolon
Od dawna już Józef ów powstał z pokuty.
I w proch już obrócon... A On ciągłe czeka
Vence, wrzesien 1956
| |
| |
Stil. Alleen het janken van de jakhals in de wildernis.
De haan, misleid, zal kraaien. En weer stilte en weldaad.
(Niemand die hier komt? Niemand die hier weggaat?)
Tot wild een mensenstem de stilte openrijt: al is
ze dodelijk slaperig, te midden van de slapende schare,
wiegt de Moeder haar Zoon, met een kreet ontwakend.
| |
3
De man van Arimathea lei Hem in zijn graf
en schoof een grote zware steen ervoor.
Hij zat neer, deed boete, opdat hij de hoop verbad:
ging zij - een hersenschim - teloor?
In de nacht snelden er twee serafijnen toe,
rolden de steen opzij en spraken: ‘Heer, sta op!’
Ze wilden dat hij meeging en de mens verschijnen zou,
opdat Gods herrijzen zijn vervulling vond.
‘Ik sta niet op!’ sprak hij tot hen. ‘Er is geen zoening,
vooraleer niet ook de mens verlost zal zijn
Lang geleden reeds herrees die Jozef van zijn boetedoening.
En is tot stof vergaan... Maar zijn enige wens
is nog altijd de bevrijding van de mens.
Vence, september 1956
vertaling Gerard Rasch
|
|